Odmładzająca broda

Broda, niegdyś symbol podeszłego wieku, niespodziewanie stała się seksownym atrybutem młodości.

Cztery lata temu pod wpływem kaprysu po raz pierwszy w dorosłym życiu postanowiłem zapuścić brodę. Nie był to świadomy zabieg wizerunkowy ani też przejaw kryzysu wieku średniego – wszak miałem już 41 lat – ale trafiłem w idealny czas: świat stylu właśnie wchodził w Erę Brodatego He-Mana XXI Wieku.

Młodzi aktorzy, tacy jak Ryan Gosling i Jake Gyllenhaal, zaczęli paradować po czerwonym dywanie z kosmatymi policzkami, jakby chcieli się pochwalić: „nawet ten gąszcz nie przykryje mojej cudownej, chłopięcej urody”. Bywalcy imprez w opuszczonych magazynach na Brooklynie szpanowali zarostem godnym traperów polujących na bobry pod koniec XIX wieku, a szczecina na twarzy w stylu Unabombera niespodziewanie podbiła wybiegi.

Broda – w wielu kulturach tradycyjny atrybut mądrości i starości – po raz pierwszy od czasu przełomu lat 60. i 70. stała się symbolem młodzieńczego buntu (oraz przynależności do swoistej kasty). W centrum Manhattanu, gdzie mieszkam, brody zaczęli nosić młodzi, kreatywni przedstawiciele wolnych zawodów – ci sami, którzy czytali „Vice”, nosili tradycyjnie szyte dżinsy i szukali inspiracji modowych na blogach typu Backyard Bill. Miało to nawet swój sens. Broda była idealnym dodatkiem dla panów lubiących sportowy styl retro, świetnie pasującym do drapiących wełnianych koszul w kratkę i utkanych na drutach czapek – wspaniałym, archaiczno-ironicznym kuriozum, które długo czekało na powrót do mody.

W moim przypadku było jednak inaczej. Moja broda wcale nie miała być „cool”. Podczas powrotnej drogi do domu z Kalifornii zachorowałem na grypę i czułem się tak źle, że przez dłuższą część tygodnia nie byłem w stanie się ogolić. Zacząłem się zastanawiać, jak wygląda życie brodatego faceta. Moja dziewczyna (a obecnie żona), Joanna, zachęciła mnie, bym przekonał się na własnej skórze.

Dla kogoś, kto dorastał w „gładko ogolonych” latach 80., broda była niczym zdrada pokolenia. Utożsamiałem się z Clash, nie z Eagles. Jednak zdaniem Joanny broda dodawała mi surowości w stylu Jeffa Bridgesa. Zakładając, że miała na myśli Bridgesa z „Przeciw wszystkim”, a nie „Big Lebowskiego”, postanowiłem przez kilka tygodni się nie golić. Choć kilka tygodni zmieniło się w kilka lat, z początku bardzo trudno było mi się przyzwyczaić. Świeża broda, podobnie jak meszek nad wargą czternastolatka, nigdy nie wygląda ładnie. Jest nieregularna, postrzępiona i przypomina włosy łonowe – coś takiego można wybaczyć chyba tylko Bobowi Dylanowi, a i tego nie jestem do końca pewien.

Artykuł pochodzi z papierowego wydania The New York Times 07/2011, autor: Alex Williams.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *