Kiedy w ostatni czwartek siedziałem sobie w fotelu u Barbera, czekając na usługę, do kontuaru podszedł młody brodacz w grubych, czerwonych okularach i jasno zielonej kurtce z fryzurą jak Michał Szpak.
Czy mógłbym kombo, najlepiej dzisiaj? – zapytał z nadzieją w głosie.
Tak, Roxana jest teraz wolna – odpowiedział również młody pracownik z imponującą rudą brodą i równie imponującymi tatuażami.
Nie, nie, ja do mężczyzny jakiegoś bym chciał – nieśmiało, acz stanowczo zaprotestował „pstrokaty” okularnik.
Sinobrody sprawdził w grafiku – Ok, Piotrek może być – zapraszam.
Po okularnika wyszedł rzeczony Piotr, bez brody, gładko ogolony młody człowiek,( chyba tylko ja byłem tam w słusznym wieku) za to z finezyjną fryzurą na głowie.
I tak się zastanawiam, jak to jest z tymi barberkami? ( czy to w ogóle poprawna nazwa, jak barburka czy ministra) Czy Jej doświadczenie co do istoty pracy z męskim zarostem jest takie jak barbera? (nawet takiego bez zarostu) facet mógł mieć kiedyś zarost i zgolić, Roxy raczej nie.
Na czym polega dobre rzemiosło barbera? Czy osobiste doświadczenie z posiadania zarostu jest warunkiem sine qa non, dobrej roboty i zadowolenia klienta?
Przecież dentysta np. sam sobie zęba nie zaplombuje, a innym ludziom leczy, nabrawszy wprawy, praktyki i doświadczenia. Myślę że tak samo jest z kobietami – barberkami.
Ale aspekt posiadania brody i to zadbanej brody przez barbera jest dość powszechny. Trudno odmówić mu jakiejś słuszności, odrzucając wątek szowinistyczny, oczywiście. Jest to swego rodzaju reklama, autoreklama, bardzo skuteczna, wg. mnie i racjonalna.
Więc odrzucając stereotypy, na następną wizytę zapisałem się do Roksany, mając nadzieję że po wizycie moja broda będzie nadal długa, w odróżnieniu od długości Jej spódniczki.
Autor: Andrzej Wypych
Autor fotografi: Joshua Rawson-Harris